sobota, 6 października 2012

2.

Siedzieliśmy na tej ławce, gadaliśmy, graliśmy, śpiewaliśmy, piliśmy no i oczywiście paliliśmy. Matka zaczęła się do mnie dobijać, ale ten idiota zabrał mi telefon i nie chciał oddać. Powiedział, że odda mi dopiero jak zgodzę się odprowadzić sie do domu. Telefon odzyskałam siłą po pięciu sekundach.
Gdy graliśmy sobie Queen'ów We will rock you, wyrzuciłam peta w krzaki. Slash (a właściwie Saul) przestał  grać i zaczął się na mnie gapić.
-Co ty do chuja chcesz?
-Jak mogłaś?!
-Ale co?
-Wyrzucić!
-Kurwa, co ty ćpałeś?
-Jeszcze nic. Jak mogłaś wyrzucić peta w krzaki?!
-Normalnie. Tak jak widziałeś. Wyjęłam go z buzi. Zamachnęłam się i sru w krzaki. Nic skomplikowanego.
-Co on ci takiego zrobił?! Może on miał rodzine i dzieci?!
-Jesteś pewien, że nic nie ćpałeś?
-Jestem i ty tak nie możesz wyrzucać biednego peta, który nic ci nie zrobił...
-To co miałam kurwa zrobić?! W dupe sobie wsadzić?!
-Hmm...Nie to miałem na myśli, ale też dobre.
Moja reakcja na to, to tylko rzucenie "ja pierdole" i zrobienie poetyckiego facepalmu. Fajnego sobie kolege znalazłam, no nie? Ej ej, a jak ich jest więcej?! No wiecie, jak on ma kolegów?! Kurwa, no nie. Jeden plus. Zna się na muzyce. Robiło się ciemno, ale ja nie zamierzałam jeszcze wracać do domu. Nie, on nie był powodem. Po prostu nie lubię siedzieć w domu, so postanowiłam jeszcze tam posiedzieć.
-Zaraz przyhasa Adler-poinformował mnie mój zjarany towarzysz.
-Że kto?
-No Adler do chuja.
-Wszystko wiem...
-Taki ćpun. Gorszy ode mnie! Wyobrażasz to sobie? Ćpun gorszy ode mnie...
Westchnęłam i zajebałam mu z kieszeni zapalniczke, aby odpalić fajke again. Zajebiście, ćpun gorszy od niego... Nie no, umre. Hudson'owi zebrało się na dowcipy więc musiał znosić moje krztuszenie się ze śmiechu, bo naprawdę opowiadał chyba najlepsze dowcipy, które do tej pory dano mi usłyszeć. Po pół godzinie męczenia się z kaszlem i innymi duperelami przylazł blondyn. Blondyn zapewne był Adlerem. Wyglądał jakby nigdy się nie czesał, jak bo...babcie kocham.
-O, paczaj przyhasała ta zawsze zaćpana sierota.
-Zamknij...-wtedy spojrzał na mnie-kurwa Slash. Na pół dnia cie zostawiam, a ty już se jakąś panienke znajdujesz?!
-Wiesz...Bardziej pasowałoby, że to ja go sobie znalazłam.
Blond kuleczka wepchała się między nas szczerząc zęby do wszystkich i wszystkiego dookoła, a jego uśmiech na serio robił duże wrażenie.
-Steven jestem tak w ogóle...Nigdy cie tu nie widziałem...
-Hm...To akurat nie dziwne, bo przyjechałam dziś rano. Wyglądasz jak owczarek, wiesz?
Hudson wybuchł śmiechem, a Steven podziękował za to jakże urokliwe wyznanie. Więc zaczęła się psychologiczna, poważna rozmowa na temat jak to oni by chcieli na dziwki, ale nie chce im się ruszać dupska, ale też o tym jak bardzo polubili by mnie inne tępe chuje z którymi oni się zadają.
-Ide od was.-Wstałam z ławki, biorąc w łapsko gitare.
-Idziemy z tobą.-powiedzieli "chórkiem".
-Nie. Dziękuję, dobranoc.
-Idziemy z tobą do chuja!
-N I E. Znam droge do domu.
-No weeeeeeeeź...Będziemy grzeczni!-krzyknął błagalnie Owczarek.
-Nie. Jak bardzo chcecie na kolana i błagać...
Steven wzruszył ramionami i przygotowywał się do uklęknięcia, ale Slash go powstrzymał. Kurwa! Co za zjeb, a ja już miałam taką satysfakcję z tego że będzie przede mną klękał i błagał.
-Roksana...Ty najpiękniejsza, najwspanialsza istoto, wiesz jak my cię wielbimy? Wiesz, nie? A więc pozwól nam odprowadzić cię do domu! Tylko to!
-Ja pierdole...Dobra, chodźcie wy zjeby...
A więc ruszyliśmy do mojego domu. To zajęło nam dobre dwie godziny, bo oni sobie ubzdurali, że gdzieś w lesie jest żelazna dziewica, so musiałam ich szukać po lesie gdy oni uciekali, bo drzewa niby latały. Boże mój, co oni ćpali i gdzie można to kupić do chuja?!
Gdy weszliśmy do mojego domu, mamy już nie było, a więc oni od razu się rozgościli i Led Zeppelin było słychać na całej ulicy.
-No chłopcy, proponuje dziwki.
-Ale że zadzwonisz po nie tu?-spytał Slash'unio biorąc łyka Danielsa, który przez ostatnie pół roku był moim najlepszym przyjacielem.
-Chyba cie pojebało. Mam was dość więc muszę się was jakoś pozbyć...
-Teraz może nas wywalisz, ale my tu wrócimy pamiętaj!-wtrącił blondyn.
-Tak, tak. Czyli wyłazicie?
-Tak, because przez ciebie zachciało mi się dziwek. Popcorn chodź.-gdy wychodzili słyszałam tylko jak dyskutowali na temat rozdziewiczania piętnastki. Slash był jak najbardziej na tak, a owczarek uznał że i tak on szybciej od niego jakąś rozdziewiczy. A ja? Ja miałam trochę spokoju...
*
Hmmm...Napisałam coś, c'nie. Dzięki za brak komentarzy pod pierwszym rozdziałem ;____;
Can anybody find me somebody to love? 
Each morning I get up I die a little 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz