piątek, 12 października 2012

3.

Obudziłam się "rano" bo o 12.00 a obok mnie kto? Slash! Był taki spokojny gdy spał...Serio aż miło było popatrzeć. Wstałam z łóżka i poszłam do kuchni gdzie już był Owczarek.
-Co wy ty do cholery robicie?!
Blondyn aż upuścił talerz i spojrzał na mnie z wyrzutem.
-Pacz co żeś zrobiła...
-Talerzy mam pełno. Co wy tu robicie?!
-No bo wiesz...Byliśmy najebani i w ogóle nie kontaktowaliśmy, więc...postanowiliśmy przyleźć do ciebie.
-Co? Jak kurwa? Drzwi były zamknięte...
-Chyba przez balkon...Kurwa, nie pamiętam!
Westchnęłam i usiadłam sobie na krześle tak żeby paczeć jak Adler męczy się ze sprzątaniem zbitego talerza.
-Ano tak...Miałem się ciebie spytać czy z nami na próbe pójdziesz-odezwał się gdy siedział już obok mnie.
-Nie wiem, jak będzie mi się chciało.
Siedzieliśmy sobie tak z Adlerem i śmialiśmy się z różnych rzeczy i wiecie...Oni mają zespół! Po tej godzinie z mojego pokoju wylazł Slash. Chuj, że na samych bokserkach i tak zaczął mi grzebać w lodówce.
-Nie ma mleka?-spytał po pięciu sekundach wpatrywania się w lodówke.
-Nie, ale Popcorn za karę iż zbił mi talerz pójdzie kupić.
-Cieszę się-i polazł do salonu.
-A mu co?-spytałam odprowadzając go wzrokiem.
-Zawsze taki jest na kacu.
Posiedzieliśmy jeszcze z dwie godziny, aż w końcu wyciągnęliśmy Slasha na dwór. Łaziliśmy i łaziliśmy, wszystko fajnie, ale zapomniałam o jednym...PSYCHOLOG DO CHUJA.
-Kurwa! Czemu nic nie mówiliście?!-zaczęłam się na nich drzeć.
-Ale czego?
-Że to już 14. Ja muszę jechać do psychologa przecież!
-Psychologa? Haha, po co?-to było najgorsze co mogłam wtedy usłyszeć...
-No musze. Dalej ruszać dupska jedziemy!
Pobiegliśmy do mojego seksiastego samochodu, po drodze wzięłam jeszcze kartke z adresem tego idioty, ale że nie znałam ulic L.A. Adler ze Slashem musieli mi tłumaczyć i...I spóźniłam się półtorej godziny. Weszliśmy do budynku (nie mam pojęcia czemu oni ze mną) ja pobiegłam do tego pokoju gdzie miała być jakaś Stephanie coś tam, a oni chyba zobaczyli jakieś fajne dziewczyny, bo....Haha, bo ja pierdole. Tu nie ma fajnych dziewczyn.
Wparowałam do pokoju gdzie przy oknie stała blondynka i patrzyła na ulice. Odchrząknęłam, no wiecie, żeby mnie zauważyła. Chuj, że spóźniłam się półtorej godziny. Odwróciła się i niesamowicie się uśmiechnęła. Jezu, ile bym dała żeby wyglądać jak ona...
-Ty jesteś Roksana?
-No.-Odpowiedziałam najgłupiej jak umiałam.
-Dobra, usiądź.
Klapnęłam sobie na skórzanym fotelu (jak ja to sobie wyobrażałam - zajebiście wygodnym) a ona na przeciwko mnie.
-No więc....Opowiedz mi o sobie. Musze znać twoją historie, żeby ci pomóc, ale...nie wyglądasz na szczególnie chorą...
-Bo nie jestem. Chodzę tu tylko po to żebym była zwolniona ze szkoły i WF'u-hmm...Czemu tak powiedziałam? Po pierwsze, byłam już po dwóch piwach, po drugie, ona wyglądała mi na w porządku kobie te więc po co miałam jej chamsko ściemniać, że na przykład chce sie zabić, moje życie nie ma sensu i tne sie codziennie by zrobiło mi sie lepiej.
-Rozumiem...Możemy się jakoś dogadać w tej kwestii.
Boże dzięki, w końcu ktoś normalny, kto nie będzie się oburzał za moją zbytnią szczerość.
-No słucham.
-Moge cie zwolnić ze szkoły i WF'u pod warunkiem, że nie powiesz nikomu i będziesz płacić normalnie, żeby mój szef się nie domyślił.
-Jasne. Ale czemu to robisz?
-Bo mam dość siedzenia w tym jebanym biurze i wysłuchiwania zdesperowanych nastolateczek. Widzę że nie jesteś taka więc możemy się dogadać w ten sposób?
-No...Tak. Czyli moge już iść?
-Tak.
-Dzięki.-I wyszłam.
To dziwne, ale też fajne, bo nie musze tracić czasu u jakiegoś psychologa.  Zjechałam windą na dół, gdzie stał sobie Hudson z Adlerem i gadali z jakąś panienką. Kurwa no nie. Na chwile ich nie moge zostawić. Podbiegłam do nich i zmierzyłam dziewczyne wzrokiem. Oni zawsze sobie wypatrzą jakąś blondyne na szpilkach, a ja zawsze musze rozkminiać co oni w takich widzą. Bez sensu.
-Już?
-No jak widać. Chodźcie już, chce mi sie fajke.
Weszliśmy do samochodu i w k o ń c u zapaliłam sobie fajke. Ruszyłam w strone mojego domu, ale chłopaki zaczęli protestować, że nie, że oni muszą na próbe i że mam z nimi iść i bla, bla bla. No to co miałam zrobić...Pojechałam z nimi do tego garażu, co sobie na jakimś odludziu znaleźli, ale nie chciałam tam dzisiaj z nimi iść i mimo tego, że mnie męczyli dobre 20 minut żebym z nimi poszła, to nie poszłam. A co, twarda byłam...Ten jeden raz no nie.
Zapaliłam sobie drugą fajke, a do radyjka w samochodzie włożyłam płyte The Doors'ów i ruszyłam w strone domu. Kurwa! Ale jak się stąd jedzie do mojego domu?! No i chuj zawróciłam i wyszłam z fajką w mordzie. Weszłam do tej ich "sal prób" całej nadymionej, a dookoła walały się puszki po piwie razem z butelkami po Daniels'ie i Nightrain'ie. Świetnie to oni tam mieli, normalnie żyć nie umierać. Jako pierwszy zauważył mnie człowiek w rudych włosach, przypominał mi troche wiewiórke. Jak babcie kocham.
-Wiesz...Bo my zamawialiśmy dziwki dopiero na wieczór...-odezwał się zmieszany, a mnie wkurwił jeszcze bardziej.
-Nie jestem żadną jebaną dziwką i chce wiedzieć gdzie jest Slash, bo nie wiem jak mam stąd jechać do domu...-powiedziałam najspokojniej jak umiałam, a wiewiórka zaczęła mnie przepraszać.
-Jezu, sorry...No bo wiesz, ja nie wiedziałem i...Eeee, nie ważne...Slash chodź tu!-w końcu przestał robić z siebie ciote i zawołał mojego wiecznie najebanego kolege.
-O, widze, że już poznałaś Axl'a.
-No tak. Powiedzmy. Jak mam z tego cholernego miejsca jechać do domu?
-Izzy cie odwiezie, pasi?
-Że kto do chuja?!
-Najbardziej ogarnięty człowiek z nas wszystkich-wtrąciła wiewióra, która okazała się mieć na imię Axl.
Westchnęłam.
-A nie możecie mi po prostu powiedzieć jak mam jechać?
-Nie. Wystarczy, że powiesz mu ulice. Nie bój sie go, jest nie groźny-"zażartował" sobie Hudson.
No to zawołali tego całego Izzy'iego, przedstawili nas sobie i ruszyliśmy do mojego pięknego pojazdu. Tak, musze przynać, że Izzy jest najbardziej ogarniętą istotą z nich wszystkich (albo tylko sprawia takie wrażenie).
Wsiedliśmy do samochodu.
-No to gdzie mieszkasz?
Podałam mu ulice i ruszyliśmy w strone mojej posiadłości gadając o gitarach i muzyce.
Dojechaliśmy sobie w miare bezpiecznie,a pod moim domem wysiedliśmy.
-I jak teraz geniuszu zamierzasz wracać?
-Na pieszo.
-Chce ci sie?
-A mam wyjście?
-To pożycz sobie mój samochód...
-Moge?
-Noooo.
-Dzięki Michelle.
-Michelle?
-No tak. Pasuje mi do ciebie to imie. Moge tak na ciebie mówić?
-Tak, spoko. To jedź już i nie zepsuj mi mojej Dolores, bo zabije.
Uśmiechnął się tylko i odjechał. Weszłam do domu, ogarnęłam się troche i włączyłam płyte Zeppelin'ów i tak mi wieczór zleciał...
~
Zabijcie mnie, za dużo dialogów. Spieprzyłam. Przepraszam.



2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest kurwa dobre. Podoba mi się fabuła i to że są moi ukochani Gunsi <3 Tylko coś mi nie pasuje w Jeff...Sorry w Izzy'm. Mi się zdaję, że on nie jest aż tak ogarnięty jak to się wszystkim wydaje. To można zauważyć nawet w tekstach, które pisał i w niektórych wywiadach, ale wiesz...Ja się tam nie chcę wtrącać. Twoje opowiadanie więc rób co chcesz. Ogólnie to mi się w chuj podoba c:

    OdpowiedzUsuń